Krótki rozdział.... przepraszam , że nie było wcześniej, mam szlaban, dlatego też nie wiem kiedy będzie kolejny rozdział :cc Przepraszam za błędy ;//
Zapraszam do czytania ;D
~Lusia
Draco obudził się wcześnie rano. Leżał jeszcze przez chwile w łóżku, tępo wpatrując się w sufit. Rozmyślał o tym przeklętym konkursie. Musi, MUSI go przegrać. Po raz pierwszy to wiedział na pewno. W pewnej chwili zadzwonił jego budzik. 7:30. Ma się zbierać na śniadanie. Albo ni, oleje je. Nie, jednak nie. Jest za bardzo głodny. W końcu wstał i powlókł się do łazienki. Nacisnął klamkę. Nie ustąpiła. Co jest?! – pomyślał.
-Czego chcesz?- zawołała dziewczyna z łazienki.
-No, a czego mogę chcieć? I to rano, hę?
-Trudno, musisz poczekać! Teraz ja tu jestem!- odkrzyknęła Hermiona.
-Granger, do cholery! Otwieraj! Jest 7:45! Granger! - wrzeszczał, lecz Hermiona nie miała najmniejszego zamiaru wychodzić z łazienki. Draco, zrezygnowany, odszedł od drzwi i postanowił poczekać. Dziewczyna w tym czasie zaczęła powoli się pzRebieraćw szkolną szatę. Gdy otworzyła drzwi od razu wparowało łazienki blondyn.
-A tobie gdzie się tak spieszy, Malfoy. Czyżbyś się z Parkinson spotykał? – zakpiła gryfonka.
- A idź tam! – warknął i zamknął drzwi na zamek.
****
Dziewczyna szła do Wielkiej Sali. Wchodząc do niej, zauważyła swoich przyjaciół i szybko skierowała się do stolika Gryffindoru.
-Hej, Hermiono! Gdzie byłaś? Spóźniłaś się trochę – powitałA ją Ginny.
-W dormitorium…. Ripostowałam Malfoy’owi.
-A jak ci się z nim mieszka? Bardzo ci dokucza?
- Ciężko, ale nikt, nawet on, nie zniszczy mi tego roku. A jeśli coś mi tam warknie to ja go zazwyczaj gaszę Swoim komentarzem. On wtedy wychodzi, kląC mnie na wszystko – zachichotała.
-Ty przynajmniej się nie nudzisz…. Smutno nam bez ciebie – powiedział Harry.
-Obiecuję, że was dzisiaj odwiedzę i to na dłuuuugi czas – powiedział gryfonka, po czym ucichła widząc, iż dyrektorka wychodzi na środek Sali.
- Prefekci naczelni wszyscy mają zgłosić się do mnie do bocznej komnaty! Natychmiast!- rzekła i odeszła do wcześniej wspomnianej komnaty. Hermiona zaczęła się zastanawiać, o co chodzi. Pożegnała się z przyjaciółmi i poszła do wskazanego miejsca. Tam czekali tylko na nią. Profesor zaczęła.
-Słuchajcie, mam dla was, a dokładniej dla panny Granger, pewną informację. Jesteście tu wszyscy bo myślę że będziecie jej potrzebni…. A więc… pani rodzice zginęli w wypadku. Lecieli samolotem –powiedziała na jednym wydechu.
Ostatnie, co Hermiona zobaczyła to Dracona i Hannę biegnących w jej stronę. Ostatnie co poczuła to ostry chłód bijący od brązowych kafelek. Potem była już tylko ciemność.
****
Draco wszedł do skrzydła szpitalnego. Podszedł do jednego białych łóżek. Hermiona jeszcze nie obudziła się. Od 3 dni. Chłopak przeszedł tam tylko, dlatego, że miał jej przynosić notatki nawet jeśli spała. On, w przeciwieństwie do innych, nie przejmował się zbytnio losem gryfonki. Harry, Ginny i Ron, codziennie przychodzili do Hermiony i opowiadali jej co się każdego dnia działo. Ginny odwiedzała ją częściej. Czasem nawet zrezygnowała z obiadu i kolacji tylko po to by ja zobaczyć. Każdego niepokoiło to, że Hermiona jeszcze się nie obudziła. Przecież tylko upadla na podłogę. Przecież tylko się czegoś dowiedziała. Czy to taki straszne? Wiele osób znających ową gryfonkę zadawało sobie te pytania. Lecz tylko dwie osoby wiedziały dlaczego dziewczyna tak zareagowała. Jej matka i ona sama.
Wysoka czerwono-włosa dziewczyna żwawo przymierzała korytarze zmierzającego do gabinetu dyrektorki. Gdy podeszła do gargulca , wymówiła hasło i wbiegla po schodach na górę. Wpadła do pomieszczenia zdyszana. Dyrektorka podniosła głowę z nad papieru i spojrzała na dziewczynę.
-Co się stało panno...
- Pani dyrektor -powiedziała dysząc- Hermiona w nocy przestała oddychać! Została przewieziona do Św. Munga!
_______
Na śniadaniu wszyscy byli przygnębieni. Wśród trzech domów Hogwartu panowało przyciszenie. Nawet nauczyciele stali się przyciszeni. Tylko jeden dom nie przejmował się zaistniałą sytuacją. Mianowicie Slytheryn. Przy ich stole królował oczywiście Malfoy. Jak zwykle.
W pewnym momencie profesor MG. Gonnagal wstała i podeszła do mównicy.
-Panna Weasley, Pan Potter i Weasley mają zgłosić się do mojego gabinetu po śniadaniu. Obowiązkowo – powiedziała. Prawie wszyscy słuchali jej z uwagą. Profesor posłała Malfoy’owi smutne spojrzenie, po czym usiadła.
-Ciekawe o co chodzi? – zapytał Harry.
-Może coś wiadomo o Hermionie? – odrzekł Ron.
- Możliwe – potwierdziła Ginny. –Chodźmy.
Cała trójka podniosła się z miejsc. Nikt nie zwrócił na nich uwagi. Każdy był zajęty swoimi rozmyślaniami. Gdy wyszli z WS skierowali się do gabinetu dyrektorki. Szli w całkowitej ciszy. Okazało, się że gargulec był otwarty. Zdziwieni weszli na schody i zapukali do drzwi. Usłyszeli ciche „wejść”.
Pierwsza przeszła Ginny. Gabunet wele nie zmienił się od 2 klasy.
-O co chodzi, pani profesor? – odezwał się Ron.
-Yy…. Tak. Ustaliłam z nauczycielami, iż możecie wybrać się do szpitala do panny Granger – cała trójka trochę się ożywiła. – ale! Tylko na jeden dzień. Wyjeżdżacie z zamku o 9:00, a wracacie o 18:00. Lekcje opuścicie, lecz niechęcę słyszeć żadnej nieodrobionej pracy domowej z jutrzejszego dnia! – ostrzegła. – W szpitalu będziecie czekać 2 godziny ze względu na wizyty innych osób. Nie, panno Weasley, nie mogę powiedzieć kto to – powiedziała gdy zobaczył że gryfonka otwierała już buzię.
-No, ale dlaczego?- jęknela. - Pani profesor....
-Nie. A więc, jutro idziecie wcześniej na śniadanie. O 8:45 chcę was widzieć przed szkołą. Nie zabieracie nic. Zrozumiano? NIC! -powiedziała stanowczo.
- Dobrze pani profesor. Czyli różdżek też nie?- zapytał zdziwiony Harry.
-Tak, Potter. Różdżek też nie. A teraz wracajcie na lekcje. Do widzenia -odrzekła i powróciła do swojego poprzedniego zajęcia.
-Do wiedzenia, pani profesor -odpowiedzieli zgodnym chórem, po czym wyszli z gabinetu.
Przed wejściem Ginny postanowiła pójść jeszcze do dormitorium. I mówiła się z Harry'm i Tonem, żę spotkają się po zielarstwie.
Dziewczyna właśnie szła obok portretu Sir Cadona, gdy ktoś ja popchnął i upadła na posadzkę.
-Uważaj jak chodzisz -warknęła.
-Spadaj rudzielcu -powiedział Malfoy.
-Och, zamknij się fretko.
-Ej, czy to prawda, że Granger leży w Mungu?
-A co ci do tego?
-Oh, nic tylko się cieszę, że mam spokój z tą szlama. Bo to tylko szlama i jestem zdowolony, że nie zanieczyszcza powietrza – powiedział z ironicznym uśmieszkiem.
-Jak śmiesz ty tleniona fretko! Jak śmiesz?!?!
- Spokojnie, Weasley. To tylko mał.... - nie dokończył ponieważ dziewczyna znów trzasnęła go w twarz. - Pożałuszesz tego. Ty, i ta szlama.
- Zobaczymy. Może role się odwrócą? – Ginn odeszła od niego kierując się na 7 piętro.
Ginny usatysfakcjonowana skierowała się do dormitorium, a Draco do lochów.
****
Blaise właśnie wracał z wielkiej sali, gdy usłyszał podniesione głosy, jeden z nich należał do Dracona.
-Jak śmiesz ty tleniona fretko! Jak śmiesz?!?!
- Spokojnie, Weasley. To tylko mał.... - nie dokończył ponieważ dziewczyna znów trzasnęła go w twarz. - Pożałuszesz tego. Ty, i ta szlama.
- Zobaczymy. Może role się odwrócą? – Ginn odeszła od niego kierując się na 7 piętro.
Jak on mógł? Przecież była umowa! Oh, szkoda, że nie było Przysięgi Wieczystej. Byłoby ciekawie, oj było by.....
Blaise, chyba nie dokońca zrozumiał, o co chodziło. Zezłoszczony i zawiedziony na swoim
"przyjacielu" udał się do lochów. Draco dalej stał oszołomiony na środku korytarza.
_________
Następnego dnia Ginny, Harry i Ron zeszli wcześniej na śniadanie. Właśnie kończyli jeść, gdy podeszła do nich profesor MgGonnagal.
- Jeszcze nie gotowi? Jest 8:45.
-Yyyyy… zaraz wychodzimy do Hogsmeade – odpowiedział Harry.
- To dobrze. Macie piętnaście minut. Jesteście już usprawiedliwieni. Ruszajcie – powiedziała dyrektorka i odeszła w stronę stołu dla nauczycieli.
Cała trójka wzięła różdżki pomimo zakazu pani profesor. Schowali je do małej torebki Ginny, na które rzucili zaklęcie zwiększająco-zmnieszające. Nikt nie powinien ich odkryć.
Gdy dotarli na stację pociąg zaraz miał odjeżdżać. Wszyscy wsiedli do wagonu, znaleźli pusty przedział i usiedli nie odzywając się do siebie. Każdy pochłonięty był swoimi myślami…
Po przybyciu do Św. Munga, stanęli w kolejce. W szpitalu nie było za dużo czarodziejów, więc długo nie musieli czekać. Nadeszła ich kolej. Gin zbliżyła się do lady.
- Dzień dobry. Przyszliśmy do Hermiony Granger.
- Dzień dobry. Panna Granger jest na piętrze… - przerwała na chwilę spoglądając na plan. –Uzdrowiciel zaraz podejdzie.
-Czy nie może nam pani powiedzieć? Moglibyśmy sami tam pójść i…
-Ależ oczywiście, że nie! Siadać na krzesła i czekać! Już! – odparła niemiło wskazując na krzesła po ścianą. Ginny burknęła coś pod nosem o nie miłym zachowaniu [czy jakoś tak xD ~dop. Aut.]. Cała trójka usiadła pod ścianą czekając na lekarza.
Ku zadowoleniu wszystkich po około 15 minutach zjawił się uzdrowiciel.
- Państwo do Panny Granger? – młodzi czarodzieje kiwnęli głowami na potwierdzenie. – W takim razie, proszę za mną.